Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nienawistnych szlachcianek — uczyniło ją na chwilę szczęśliwą.
Była to nauka dana maluczkim, aby się przeciwko olbrzymom nie porywali.
W kwadrans jednak potém nadszedł raport szczegółowy, który trochę zachmurzył czoło księżnéj Barbary. Tryumf nie był zupełny — niemal połowa deputatów głosowała za Borkowskiemi.
Ci naturalnie wieczorem na kolacyą i obchód zwycięztwa pokazywać się nie śmieli. Księżna z pewnym niepokojem po kilka razy dopytywała różnych osób.
— A cóż Borkowska?
Nikt odpowiedzieć nieumiał. Drugiego dnia książę wojewoda, który dużo karpia zjadł na wieczerzę, rozchorował się na mocną niestrawność, także musiano Szretera szukać i przyprowadzić. Właśnie wychodził z dworku od Borkowskiéj, gdy go przydybano, i przed księżną tłómacząc się z opóźnienia wspomniał o tém, że była chorą.
Dumna, zarozumiała, despotyczna księżna jéjmość miała przecież niewieście serce, dostępne uczuciom szlachetniejszym. W pierwszym momencie nie dopytywała bliżéj o pułkownikowę, lecz, gdy księciu jakiś olejek zaadministrowano, (angielskim napojem wówczas zwany) który miał porządek przywrócić — trochę niespokojna, niby od niechcenia — zapytała Szretera.
— Cóż tam téj pułkownikowéj?
Niemiec ręką zamachnął w sposób wiele dający do myślenia, skrzywił się brzydko.