Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bywały takie sprawy, w których Turczynowicz uniesiony, roznamiętniony, gdy dokończył głosu, potrzeba go było niemal na rękach wynosić z izby, tak się wyczerpywał.
Przytém był to umysł ostry i cienki — jeżeli się tak wyrazić godzi, który wciskał się w najtwardsze każdéj sprawy sploty i umiał dojść do ich głębi.
Gdy go ujrzano wchodzącego, a szepnięto — Turczynowicz, ci co go osobiście nieznali, a z reputacyi tylko jaką miał na Litwie całéj, poczęli się cisnąć aby go zobaczyć i zbliżyć się do niego.
Nieomyliła się w swéj rachubie księżna, iż wrażenie miał uczynić wielkie. Przybycie jego zwiastowało, iż tu o coś ważnego rozpierać się miano, bo Turczynowicza dla lada bagateli z Wilna by nie ściągnięto.
Osmólski, który zarówno u księżnéj jak u pułkownikowéj bywał, zawsze się neutralnym głosząc i na dwóch stołkach siedząc — zmiarkował pierwszy, iż nie o co tu chodziło tylko o tryumf Żywulta a o pognębienie Borkowskiéj. A że jéj w duchu więcéj sprzyjał — rzekł na ucho zaraz stojącemu przy nim Lepieszce:
— Wiesz! Borkowskiéj sprawa przegrana! Jak Bóg Bogiem!...
Turczynowicz przeprowadzany oczyma, szedł poprzedzany z należytą atencyą przez Brunaka do stolika księżnéj, przy którym stał jeszcze i małżonek z rękami spokojnie włożonemi w kieszenie.