Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

strzeliwszy do Łopacińskiego, i chybiwszy porzucił funkcyę swą i drapnął, za co go późniéj u przewozu nagoniwszy Łopaciński zbił na gorzkie jabłko.
Jakże się tu było o honor trybunału upominać, który się tak sam dyshonorował?...
Z radością wielką Leńkiewicz, gdy już skrypt w ręce dostał, poleciał do klasztoru. Człek zawsze sensat, poważny, ów Spartanin co się nigdy nie uniósł a rzadko rozchmurzył, teraz jak młodzik wpadł do klasztoru, a ze dzwonkiem u furty tak się nieprzyzwoicie obszedł iż panna furtyanka myślała, że się co stało... że chyba Tatarzy na Nowogródek nachodzą.
Wywołano pułkownikównę do parlatorium.
— Niech się pani wybiera... konie u furty stoją — tyle tylko wyrzekł rozpromieniony Leńkiewicz, a panna krzyknąwszy i nie podziękowawszy mu nawet, skoczyła po narzutkę aby co prędzéj mury te, które ją dusiły i gniotły — opuścić.
Rzuciwszy się na szyję przeoryszy — leciała sobie kazać otwierać jakby się lękała stracić jednéj chwilki swobody.
Leńkiewicz czekał u progu i pochwyciwszy za ręce z płaczem je całować zaczął. Spojrzała nań panna Tekla i po raz pierwszy ten zbawca wydał się jéj prawie — niebrzydkim.
— Do Sołłohuba naprzód z podziękowaniem — zawołał deputat.
Borkowska nie sprzeciwiała się, pojechałaby