Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

była niewiedziała do kogo, tak szczęśliwą się czuła z odzyskanéj wolności. — Przyjął ją dawny adorator ze czcią i radością największą, a że kilka osób u niego zastała, podniosły się zaraz kielichy na cześć pułkownikównéj.
Sołłohub piękny, elegant, człowiek wielkiego świata, sprawił tylko to wrażenie iż znowu poczciwy Leńkiewicz wydał się pannie przy nim bardzo niepoczesną figurą.
Jakby téż czuł tę nikczemność swoją zaszył się w kąt i widziéć nie dawał.
Sołłohub znalazł się szlachetnie, bo, gdy mu panna Tekla dziękowała — rzekł skromnie.
— Ja rzeczywiście przyjąć nie mogę wyrazów téj wdzięczności na którą nie zasłużyłem. Jeżeli kto to oto ten pan — wskazał na deputata mozyrskiego, wszystko uczynił. On wart podzięki.
Leńkiewicz prawie się w kłąbek zwinąwszy, rękami głowę zakrywał. Odprowadził potem razem z innemi oswobodzoną do powozu i końmi Sołłohuba z jedną tylko służącą i sługą na kozłach, wyjechała natychmiast do Pacewicz.
W klasztorze dobrze jéj było, bo siostry wszystkie, widząc ją smutną, uciśniętą, jak mogły osładzały pobyt w nim — pomimo to gdy ujrzała dwór swój, a w ganku stojącą pisarzowę, która nie wiedziała jeszcze co za gość jéj przybywa — panna Tekla się rozpłakała.
Ledwie jednak łzy te oschły, animusz powrócił i zaczęła powiadać jak daléj proces z horodniczym