Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pisarzowa wróciła trzeciego dnia z Pacewicz wioząc zapasy dla klasztoru i podarki, bo panna Tekla darmo chleba tutejszego jeść nie chciała.
W mieście, jak ona powiadała — jeszcze wszystko wrzało i co wieczora na klasztor po pijanemu się wybierano. Ale, o czém nie wiedziała stara pani, że te odgróżki kończyły się już na śmiechach dosyć nieprzyzwoitych i konceptach o młodych mniszkach i t. p. Czyż zwłaszcza, deputat wileński, szaławiła jakich mało, chciał wszystkie nowicyuszki rozebrać pomiędzy deputatów... na gospodynie i tém się pomścić na klasztorze.
Czwartego dopiero dnia Leńkiewicz zapukał do furty, ale się spóźnił, i z niczém odejść musiał. Powrócił potem zrana... oznajmując, że Sołłohub i Łopaciński już rozpoczęli uchadzać deputatów i była nadzieja pewna, że się dadzą przekonać.
Sprawa Białłozorów i Sapieżyńska przeważnie rozgorączkowywały wszystkich — zapomniano trochę o obrazie majestatu trybunalskiego. Może téż odnowione kolacye u wojewodzinéj na które znowu ciągnęli wszyscy, sumienie ichmościów poruszyły.
Pomimo tych nadziei, z horodniczym zajadłym zawsze, sprawa była niebezpieczną. Mógł się na inny jakiś wybieg rzucić i zgotować nową biedę.
— Ja bym po przyjacielsku radził — rzekł deputat — spróbować czy się z nim zgody uczynić nie da. Proces będzie się ciągnął wieki, on tymczasem dobra trzyma, ma czém forytować. Lepiéj