Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cem, jednakże jam za piecami siadywać nie była nawykła, i choć to piec Boży, ja tu zeschnę i zapłaczę się. Rekolekcye odbędę... co robić — lecz, gdyby mi się tu zamknąć przyszło — dokończyła ciszéj — to bym umarła.
Leńkiewicz się wielce litował, ale do cierpliwości nakłaniał. Wyrywając się zawczasu, można się było na niebezpieczeństwo narazić. Horodniczy zły, że mu ofiara uszła, bo rachował na to że pannę spotka kara sromotna — teraz w trwodze o siebie, miał jątrzyć, podbudzać i miłość własną deputatów łechtać, aby przecie bezkarnie takiego atentatu nie puścili.
Zasiedział się deputat w parlatoryum, rozgadał, a ze swéj strony zaręczył, iż nie zaśpi, zaś Susła napędzi aby procesu nie zaniedbywał.
— Przy takiem dla mnie usposobieniu panów trybunalskich — rzekła panna Tekla — nie w porę by było sprawę przyśpieszać. Nie dawajcie jéj upaść, ale i sądzić nie dopuszczajcie... Horodniczy by skorzystał z tego.
Deputat dobrze to rozumiał i uspokoił pułkownikównę.
Drugiego dnia pobytu u dominikanek, nie przyszedł nikt. Pułkownikówna zeszła do ogrodu i znaczną część jego spędziła chodząc sama. W ogrodzie jakoś jéj było lżéj niż w celi, wyobrażała się swobodną, choć coraz to mur widząc przed sobą — więzienie się przypominało. Przykro jéj było że o niéj tak zapomniano i nikt się nie zgłaszał.