Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z pogardą — nieodezwała się prawie tylko pół słówkami dwuznacznemi.
Trochę późniéj nadszedł Leńkiewicz.
Ten wprawdzie potwierdzał co przyniosła pisarzowa, lecz mówił o wielkim gniewie deputatów z szyderstwem i wzgardą.
— Dziś jeszcze wocyferują i pioruny ciskają — rzekł — ale kto ludzi zna, ten wie, że takie szalone zapędy nigdy nie trwają długo. Za dni kilkanaście przyjdą do rozumu i na Iwanowskiego gniewać się zaczną za to, że rzecz, uwłaczającą trybunałowi, uczynił niepotrzebnie publiczną.
Już dziś pan Ludwik Kościuszko wystąpił z tem zdaniem, że nie zażaloną kobietę, za kilka słów napisanych poufnie do przyjaciela karać należało, ale tego co je światu ogłosił i zrobił z nich plotkę, która Koronę i Litwę obiegać miała, mniéj uwłaczając pannie, niż najjaśniejszemu trybunałowi.
Leńkiewicz radził téż z klasztoru się póty nie ruszać, dopóki by burza nie przeciągnęła. On zaś obiecywał dawnych przyjaciół i wielbicieli panny Tekli, ludzi znaczących, Sapiehów, Sołłohubów, Tyszkiewiczów, Łopacińskich, Massalskich ściągnąć listami do Nowogródka i skłonić aby trybunał przebłagali.
Skazana na niewolę pułkownikówna podała rękę przez kratę Leńkiewiczowi dziękując.
— Zlituj się deputacie — rzekła — choć mi tu juści dobrze, jak to mówią, gdyby u Boga za pie-