Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oczy mu blachmanem zachodziły. Pochylił się, przybliżył do okna, nie sporo szło, aż trzeźwiejszy Sawicki, komornik brzeski ofiarował się do lektury. Stało się milczenie, niektórzy na krzesła popadali — inni stojąc naradzali burzliwie — komornik czytał.
— Sprawiedliwości u nas szukać próżno, wszędzie prywata, protekcya, łaska pańska, magnatów rozkazy... kogo nie ujmą prezenta, oferty, urzędy, promocye, tego dobrem słowem i uśmiechem się bierze... Księżna Wojewodzina przeciwko nam Żywulta popierając, użyła wszelkich środków, aby wdowę i sierotę pognębić i wydrzéć im niesłusznie ich mienie.
Panowie deputaci zapraszani na kolacyjki, smaczno je zajadali, zapijali dobrze, a dla nich nawet surowo trzymany fraucymer księżnéj do tańca i zabawy wieczornéj stawić się musiał. Na tych to kolacyjkach pozjadali panowie deputaci sumienia swoje, i za nie się zaprzedali w niewolę jejmości.
Poczynały się biesiady owe rozkoszne zawczasu, a ciągnęły czasem do rana. Jakże tu było potém nie potępić Borkowskich, i nie dać Żywultom wygranéj? Patrzyliśmy na to jak się trybunał i deputaci zwalali nikczemnie. Tysiące jest świadków na to.“
Okrzyk zgrozy przerwał czytanie, ale Sawicki nakazał milczenie i — rzekł:
— To nie wszystko! Są jeszcze smaczne ka-