Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tam już czekano tylko na to, bo pan Marcin o chorobie wiedział, czuwał i sposobił się z niéj korzystać. Chociaż tak Wyżynka jak cały majątek i wszelkie remanenta za życia, zawczasu ze wszelkiemi prawnemi formalnościami Iwanowski pułkownikównie darem wieczystym przekazał i zapisał, Horodniczy ani myślał woli jego szanować.
Sposobił się więc, jakby tylko brat oczy zamknął, natychmiast zajechać Wyżynkę, zająć dwór, opanować spadek, — o który panna się procesować mogła i skarżyć.
Ludzie w Wyżynce wszyscy pewnie zawczasu ujęci być musieli — tak że oporu się żadnego nie obawiał horodniczy.
Tyle tylko folgował jeszcze, iż póki Jan żył postanowił nie zajmować dworu. W gotowości jednak stało ludzi kilkunastu i sam Marcin szablę przypasawszy, oznajmienia czekał tylko.
Właśnie biedny chory oczy zamknął a stygnąca dłoń jego, skrzepła w rękach narzeczonéj, lodowatym uściskiem oznajmiła jéj że wyrzec się trzeba było szczęścia nadziei, gdy około dworu szmer, treptanie i cichy gwar dał się słyszéć. Horodniczy w czapce wszedł do wielkiéj izby, a ludzie jego dwór dokoła obstępywali, wszędzie się kluczów domagając.
Omdlałą pułkownikównę wynoszono na ręku z izby w któréj zmarł Iwanowski, gdy Marcin zobaczywszy pisarzowę, nie szanując ani téj chwili uroczystéj, ani boleści niczyjéj, zawołał głośno.