Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ści i trwodze. Stan chorego coraz był gorszy, bo go siły opuszczały. Poić go i karmić musiano, a Szreter upomniał się o księdza. Pisarzowa, która ani duszy gubić nie chciała, ani panny do rozpaczy przyprowadzać, tak się starała to urządzić, aby proboszcz do chorego przybył, gdy panny Tekli nie będzie.
Iwanowski przytomnym był, ale mowy już nie odzyskał, niektóre ruchy i wejrzenie oczów dowodziły, że pojmował co się z nim działo. Po ostatniem pomazaniu, nieco się uspokoił, lecz oczyma ciągle szukał téj dla któréj mu życie drogiem było. Przyszła panna Tekla, aby chorego widokiem paść, omdlała... Ocucono ją, a że Iwanowski ostatkiem sił ręce ku niéj wyciągał, połączyły się raz jeszcze ich dłonie. I znowu chory odżywać począł, pierś się poruszyła, łzy pociekły. Dano mu trochę tyzanny, łyżeczkę lekarstwa, proszek jakiś piżmowy — mruczenie niewyraźne wydały usta blade.
Wracała nadzieja w tych, którzy miéć ją pragnęli. Nie oddalała się już panna Tekla na krok od łóżka, utrzymując, że chory przy niéj spokojniejszym był i do życia się zdawał powracać.
We dworze tymczasem już wiedzieli wszyscy iż żyć nie może i nie będzie, i ludzie jak zwykle, myśleli o sobie.
Horodniczy miéć tu musiał swych zauszników i pomocników, i jak tylko księdza do chorego wezwano, parobczak ze stajni oklep się wyrwał biegnąc do Zahorodzia.