Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dlań życzliwą i grzeczną, można powiedziéć wdzięczną za tę miłość bez nadziei..
Tak się to przewlekło jakoś kilka miesięcy. Iwanowski nie zważając na brata, który mu gdzie i jak mógł szkodził, przygotowywał się do wesela, konie kupował, dwór sztyftował, i między Pacewiczami a Wyżynką na gościńcu ciągle go spotykać było można.
Gdy go czasem trzy dni niebyło, Teklunia z listem posyłała, bo często bardzo pisywali do siebie, choć się ciągle widywali. Pan Jan gdy go co zatrzymało w domu, pędził posłańców z kwiatami, ze zwierzyną, z prezentami.
Nadeszła jesień i najlepszy czas do łowów. Iwanowski bardzo zapalonym nie był myśliwcem, ale jak każdy szlachcic polować lubił. Wielcy łowcy przed Panem, książęta Radziwiłłowie sami téż nieustannie polując, smak do tego rycerskiego zajęcia dawny, odżywili w szlachcie. Rozlegały się lasy od trąbek i psów grania, wyścigano się kto więcéj szczęścia mieć będzie, kto niedźwiedzia lub starego odyńca położy kulą czy na oszczep weźmie.
Po ojcu miał Iwanowski ogary sławne, były i sieci, byli i ludzie. Wpraszali się do lasów jego sąsiedzi, a i on sam rad był zapolować.
Musiał więc sprawić łowy wielkie i niemi się zajmować. Książę miecznik panie kochanku, który naówczas był w samym najgorętszym szale młodości swéj i za sobą wiódł zastęp najszaleń-