Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szej, wesołéj młodzieży — wprosił się téż na te łowy Iwanowskiego. Dla Radziwiłła potrzeba było wystąpić co się zowie, aby ani zwierza ni beczek nie brakło.
Rad nie rad Iwanowski na dni kilka absentować się musiał z Pacewicz, ale poczta chodziła regularnie co dzień z listami tam i nazad.
Polowanie z wielkim kosztem i zachodem przygotowane powiodło się nad wszelkie spodziewanie. Ostawiono tak zwierza wszędzie, iż co było w kniejach na strzelców wychodzić musiało. Książę zabił dwa niedźwiedzie, jednego ogromnego, który u sieci człowieka na śmierć podarł i z głowy mu skórę zdjął, drugiego bartnika... Oprócz tego warchlaków kilka zastrzelił.
Dwa dni z rzędu trwały łowy, a noc spędzono w lesie pod namiotami i szałasami. Iwanowski jako gospodarz ciągle biegając, rozgrzany, potem się na gołej ziemi nakrywszy burką spać położył.
Nazajutrz dostał małych dreszczów i trochę gorączki. Poradzono mu ją zapić, lecz gdy książę odjechał do Naliboków, a znaczniejsza część gości z nim, Iwanowski który zaraz do Pacewicz się chciał wybierać — musiał do łóżka iść. Przyrzuciła się gorączka większa. Posłano po Szretera, który przybywszy sam się napił i chorego dla przyspieszenia kryzysu napoił starem winem.
Miała to być niby tercjannna, tymczasem inna gorączka się wzięła — i chory zaczął majaczyć.