Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lub coś zawsze w drugim pokoju do czynienia miały, tak że ta para zakochanych do syta się mogła nagadać i nagruchać. A rozmowom tym nie było końca od rana do wieczora i przechadzkom po ogrodzie — przechadzkom do pasieki i do lasów. Z gości teraz mało kto bywał, bo postanowienie panny głośnem się stało, więc tam już nikt się posuwać nie miał ochoty, bo piękne oczy pułkownikównéj, na jednego patrzyły, jednemu świeciły.
Tylko milczący a uparty deputat Leńkiewicz, chociaż najmniejszéj nadziei miéć nie mógł, ulegając sercu swemu, przyjeżdżał regularnie co parę tygodni i po kilka godzin spędzał tu, świadkiem będąc niemym jak panna z narzeczonym gdyby para gołębi wielki sobie afekt ciągle wypowiadali.
Drugiemu by to obmierzło przy stateczném kochaniu, patrzéć na to, że panna miłowała innego, Leńkiewicz takim był, że mu się na nią choć popatrzéć chciało.
Regimentarz, który nań zdaleka spoglądał i penetrował go, powiadał pisarzowéj wskazując deputata.
— Dobra psu i mucha.
Nie okazywał Leńkiewicz nawet zazdrości przeciw Iwanowskiemu, był z nim przyjacielsko i dobrze; a ten szczęśliwy sam, miał nad Leńkiewiczem kommizeracyą i pewną słabość dla niego.
Panna téż, wcale nie kokietując deputata, była