Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o łaski jego chodziło, znając słabość albo mu się przysługiwali temi rarytesami, albo przynajmniéj sławili je, co pułkownik bardzo lubił.
Po śmierci jego wszystko to zostało w poszanowaniu wielkiem u wdowy i córki, choć, gdy się ludziom gęby rozwiązały, okazało się, że wśród tych rupieci było wiele za które nikt by nie dał złamanego szeląga.
Jakie to tam było to było, to pewna, że dom stroiło dobrze i było się czemu przyglądać, gdy na pięknéj pannie oczy się popsuły, a blasku jéj długo wytrzymać nie mogły.
Przez czas żywota dosyć długiego, że się Borkowskiemu szczęściło a radę sobie dawał cudownie, choć zbytnim rozumem nie grzeszył i miał tylko taki instynkt szczęśliwy a umiejętność przedziwną obchodzenia się z ludźmi, dom, jak to powiadają, psim swędem zaopatrzył gdyby pański. Na niczém tu nie zbywało, a występ i elegancya była po nad możność i substancyą, bo Pacewicze, wieś dobra i z przysiółkami, ledwie mierną, szlachecką fortunkę stanowić mogły. Wprawdzie sperandy były — ale do uiszczenia trudne. O posagową summę znaczną bezdzietnie zmarłéj blizkiéj swéj krewnéj Borkowski miał oddawna proces z panem Żywultem. Naliczał sobie na nim krocie, i byłby może je wyprocesował, gdyby nie zmarł i gdyby Żywult pod protekcyą się nie rzucił Radziwiłłowską.
Wojewodą nowogrodzkim był naówczas Miko-