Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wstydził się tego. Wprawdzie była to zbieranina, nie jednéj matki dziatki, ale każda rzecz osobliwa i o każdéj rzeczy, gdy go zapytano, umiał coś Borkowski opowiedziéć, do każdéj była przywiązana historya jakaś. — A że się one często gęsto powtarzały, nauczyła się ich i matka i córka — szczególniéj zaś pułkownikowa stara przez miłość dla ubóstwianego męża, teraz je jeszcze ze łzami w oczach, prawie słowy nieboszczyka opowiadać umiała.
Nagromadzone te raritates, ze wszystkich świata końców, zdobiły nietylko bawialnię, ale i inne pokoje. Pułkownik miał do tych fatałaszek taką passyę, że nie było prawie podróży i wycieczki z któréj by czegoś nie przywiózł.
Więc kobierce wschodnie i makaty, a sprzęt z drzewa wysadzany perłową macicą i kością słoniową, broń osobliwa wschodnia i włoska a francuska, zbroje, porcellana, sreberko, szkła różne, aż do jaj strusich i piór ptactwa zamorskiego — czego tam nie było.
Pułkownik miał ten obyczaj, że i ceny imaginacyjne kładł na te przedmioty, po kilkaset czerwonych złotych i wyżéj je szacując, choć czasem było to tylko praetium affectionis.
To pewna, że ich Borkowski cale nie kupował, albo dostawał za bezcen, umiał się przymówić, wyhandlować, a że we zwyczaju bywało obdarzać się wzajemnie, pułkownik dostawał czego zapragnął, lada czém się wywdzięczając. Ci którym