Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ogiński na to czekał tylko i natychmiast z wrzawliwą swą wesołością swawolić zaczął, śmiać się, krygować przed panną, niezważając już wcale na chorego.
Sapieha, który pamiętał z nim swe przejście na świętą Zofię i spór po pijanemu, niechciał okazać także jakoby się lękał i tém zuchwaléj do panny się posunął.
Skazano biednego Filipowicza na zwierzanie się przed pisarzówną, panna Tekla rozweseliła się, zapomniała i zabawa przerwana przybyciem suchotnika znowu w jak najlepsze się rozpoczęła.
Panna Agata siedząca przy nieszczęśliwym, wkrótce ujrzała straszliwie mieniącą się twarz jego; zamikł i oczy jakby obłąkane poczęły śledzić najmniejszy ruch pułkownikównéj. Z téj kontemplacyi parę razy napróżno sprobowawszy go obudzić, Agatka musiała zamilknąć, i z przestrachem tylko patrzyła na męczennika.
Pot kroplami występował mu na czoło — na ustach zsiniałych jakby krew się pokazywała, piersi poruszały się coraz żywiéj. Trwało to dobry kwadrans i panna już niewidząc się tu potrzebną miała odejść, gdy Filipowicz schylił się ku niéj. Mówił z wysiłkiem i ciężkością.
— A jak tu w Pacewiczach wesoło!
— Widzi pan, należałoby żebyś i pan się rozchmurzył.
— Ja tak jak ci błaznować nie potrafię — odparł chory i zadumał się.