Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nikt go się tu niespodziewał, a twarz biedaka mogła najobojętniejszego przerazić.
Panna Agata osłupiała — nie śmiała słowa powiedziéć, patrzała, patrzała na suchotnika i łzy się jéj w oczach zakręciły.
Filipowicz tymczasem trochę sił odzyskawszy, podkomorzego puścił przodem a sam kaszląc wlókł się za nim.
Obraz, który przybywającemu adoratorowi wpadł w oczy, gdy na próg wstąpił — mógł raczéj odjąć mu ostatek siły niż mu jéj dodać. Panna Tekla strojna, wesoła, śmiejąca się broniła stojąc w pośrodku od napastliwych jakichś zaczepek wojewodzica z jednéj strony, z drugiéj Ogińskiego. Wprawdzie pułkownikowa siedziała na kanapie jako świadek — a pisarzowa z drugiego pokoju wyglądała — lecz Tekla, Teklunia tak dziecinnie była wesoła, tak nielitościwie uśmiechająca się do dwóch paniczów zajętych nią, że na wchodzących prawie nie zważali.
Oblężenie pułkownikównéj byłoby może nie ustało, mimo przybycia nowych gości — gdyby na twarzy panny na widok tego trupa chwiejnym krokiem wsuwającego się, patrzącego na nią oczyma strasznemi — nie zaszła taka zmiana — nie okryła ją tak przerażającą bladością, iż Ogiński i Sapieha opamiętali się. Panna Tekla pod wrażeniem tego zjawiska, ruszyć się z miejsca nie miała siły, stała jak skamieniała.
Filipowicz, chociaż wzruszony i gniewny, prze-