Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyraziła swe zdziwienie nad dniem tak szczęśliwym, co jéj tylu gości sprowadził, naiwnie uśmiechając się zawołał.
— Co za dziw, mościa księżno, nie każdego dnia razem takie dwa luminarze można oglądać jak dzisiaj — Minerwę i Venus.
Księżna się mocno zarumieniła. Kompliment był najniezgrabniejszy i obrażający; naprzód że śmiał obok niéj stawić kogokolwiekbądź, powtóre że ją degradował na prostą Minerwę, gdy ona jeszcze i do piękności wielkiéj miała pretensyę.
Nie domyśliła się zrazu księżna o kim była mowa, lecz poruszyło ją to mocno. Na dobitkę złego, w téjże chwili, gdy u okna stała, ukazał się powóz pułkownikowéj. Wcale niepotrzebnie Borkowska, jadąc do wielkiéj pani, chciała się téż z zamożnością i okazałością popisać, jak gdyby z Radziwiłłową rywalizować zamierzała.
Landarę wydobyto pozłocistą i do niéj koni wprzężono sześć w pysznych chomątach, które pułkownik cenił na summę ogromną.
Z tego ekwipażu domyślać się było można daleko większego kogoś, niż skromną dziedziczkę Pacewicz. Radziwiłłowa jeszcze odgadnąć nie mogła jaka to Venus sześciu końmi zajeżdża, gdy około niéj szeptać poczęto:
— Pułkownikowa!
Poruszyli się wszyscy, oczy obróciły się ku drzwiom — atencya jaką obudzała przybywająca, była dla księżnéj niemal obrazą. Z lekceważe-