Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dłem tylko poto, żebyście się przestali o nas martwić.
— Wielebym dała za to, aby móc ci uwierzyć. Toby zmazało wszystkie twoje przewinienia. Czułabym się niemal szczęśliwa z tego, żeś był tak niedobry i uciekł z domu. Ale przecież rozsądek nie pozwala wprost uwierzyć ci! Jeżeli tak było, moje dziecko, to dlaczego mi nie powiedziałeś tego, z czem przyszedłeś?
— Widzisz, ciociu, kiedy usłyszałem, jak mówiłaś o naszym pogrzebie, strzeliło mi nagle do głowy, żeby przyjść w niedzielę i ukryć się na galerji... no, i... i... nie miałem siły oprzeć się tej pokusie i zepsuć sobie zabawy... Schowałem więc korę zpowrotem do kieszeni i nie dałem ci znać, że żyjemy.
— Jaką korę?
— Korę, na której wam napisałem, że zostaliśmy piratami. Ach, dlaczegóż się nie obudziłaś wtedy, kiedy cię pocałowałem!... Mówię ci szczerze ciociu, że pragnąłem tego!
Surowe fałdy na twarzy ciotki wygładziły się nagle, a z oczu jej promieniała w tej chwili serdeczna miłość.
— Pocałowałeś mię, Tomku?
— Tak, ciociu!
— Jesteś tego pewien, Tomku?
— Tak, ciociu, zupełnie pewien.
— A dlaczego mię pocałowałeś, Tomku?
— Bo cię bardzo kocham... i dlatego, że leżałaś tak i wzdychałaś przez sen, a mnie było tak smutno...