Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu się rano doskonałym, genjalnym żartem. Teraz ujrzał ją w innem świetle, jako podłą psotę. Zwiesił smutno głowę i w pierwszej chwili nie wiedział, co odpowiedzieć. Wreszcie wybełkotał:
— Ciociu, żałuję bardzo, że to zrobiłem, ale nie zastanowiłem się nad tem.
— Ach, dziecko, nigdy się nad niczem nie zastanawiasz. Tylko nad tem, co ci sprawia przyjemność! Pomyślałeś o tem, aby w nocy przyjść tutaj z wyspy Jacksona i śmiać się z naszej rozpaczy, pomyślałeś o tem, aby swojem kłamstwem o rzekomym śnie ośmieszyć mię przed panią Harper, ale o tem nie umiałeś pomyśleć, że trzebaby mieć trochę litości dla nas i zaoszczędzić nam zmartwienia!
— Ciociu, wiem, że postąpiłem nikczemnie, ale nie zastanowiłem się nad nikczemnością swego postępku. Wierz mi, jak cię kocham, nie pomyślałem o tem. A zresztą ja tu wtedy w nocy nie przyszedłem, żeby się z was śmiać...
— A poco?
— Chciałem ci dać znać, że możesz się o nas nie martwić, bo nie utonęliśmy.
— Tomku, Tomku, byłabym ci wdzięczna bezgranicznie, gdybym mogła uwierzyć w to. Ale wiesz doskonale, że tak nie było, i ja wiem także.
— Ciociu, naprawdę tak było! Wierz mi, tak było! Przysięgam ci!
— Tomku, nie kłam, nie kłam! Nie pogarszaj jeszcze przez to swojego czynu!
— Ja nie kłamię, ciociu, to prawda. Przysze-