Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pożegnania począł Joe brodzić ku przeciwległemu do miasteczka wybrzeżu. Tomek stropił się. Spojrzał na Hucka. Huck nie mógł wytrzymać spojrzenia i spuścił oczy. Po chwili rzekł:
— Tomku, ja także chcę wracać. Tu było tak smutno, a teraz będzie jeszcze gorzej. Chodźmy, Tomku!
— Nie chce mi się. Możecie sobie obaj iść, jeśli wam się podoba — ja zostanę!
— Tomku, ja chyba pójdę!
— To wynoś się, kto cię tu trzyma?
Huck począł zbierać rozrzucone części garderoby.
— Tomku, chodź z nami, proszę cię! Zastanów się! Nad brzegiem poczekamy na ciebie.
— To będziecie długo czekać, tyle ci tylko powiem!
Huck odszedł bardzo przygnębiony, a Tomek patrzał za nim i brała go wielka chętka, by zrzucić pychę z serca i pójść za nimi. Łudził się jeszcze, że jednak zawrócą, ale oni brodzili już w wodzie coraz dalej. Nagle uświadomił sobie, jak strasznie cicho zrobiło się koło niego i jaka rozpaczliwa ogarnęła go samotność. Zadał ostateczny cios swej dumie i popędził za towarzyszami, wołając:
— Czekajcie! czekajcie! Coś wam powiem!
Zatrzymali się i odwrócili. Dopędziwszy ich, Tomek począł im wyłuszczać swój sekret. Zrazu słuchali z nadętemi minami; dopiero gdy pojęli, do czego zmierzał, poklask ich przybrał kształt okropnego wojennege okrzyku. Wołali: „To cudownie“ i oświadczyli, że gdyby im był to wcześniej