Strona:Przybłęda Boży.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raz częściej — i nie znajduję odpowiedzi. Wiem, że cierpi bardzo, ale czy poza sobą cierpi, czy poza swoją sztuką widzi promienie? Czy też jest tylko kapłanem swojej muzyki i w tem wysokiem posłannictwie zamyka swą wyłączność? Czy byłby zdolny uszami duszy, które przecież ma przedziwnie czułe, usłyszeć szelest tłukącego się w pobliżu serca? Innego, czyjegoś serca?
Na letnisku w Baden nocowaliśmy wszyscy u niego. Nam siostrom urządzono sypialnię w dość dużym pokoju, w którym stał jego fortepian. Ale sen w tej świątyni muzyki długo nie chciał nas nawiedzić. A z wielkim wstydem wyznać muszę, że ciekawość i wścibstwo podsunęły naszym dociekaniom wielki okrągły stół, stojący w tym pokoju. Przedewszystkiem rzuciłyśmy się na jego notatnik. Ale taka tam była mieszanina gospodarczych spraw i rzeczy nieczytelnych, że byłyśmy zdumione; ale, nagle, co to? To miejsce pamiętam. Te słowa: — Serce moje na widok pięknej natury przelewa się — chociaż bez niej!“
Stanęłam zdrętwiała. W jednej chwili pochyliłam się nad jakąś zawrotną głębią, musiałam chyba jęknąć — i runął na mnie ból natarczywy, zmieszany z niejasną szczęśliwością. A nad wszystkiem górowała ziejąca rozterka, ta straszna niepewność i ten lęk przed zbyt szybkiem, realnie trzeźwem rozwiązaniem zagadki. „Chociaż bez niej“ — bez niej, niej, niej... Nerwowo, szybkiemi ruchami zagryzałam wargę, a jakiś motyl radośnie barwny usiadł na szczycie mej duszy, ulatywał, wracał, trzepotał niepewnie mirażem skrzydeł i nie wiedział: odlecieć... czy wrócić... odlecieć na zawsze w czarne tło... czy wrócić... czy pozostać. „Bez niej“. Jeden ton jego wprowadzić może do raju, jedno małe słówko zamknąć niebo marzeń. „Bez niej“. To jedno słówko.