Strona:Przybłęda Boży.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mundur francuski był mu przecież wyrzutem, który teraz jeszcze buntował się na wspomnienie cesarza Franków. Oficerkowie zatem słabe mieli szanse zdobycia łask rozczochrańca.
Gdy siadano do wieczerzy, jeden z oficerów zapytał niedbale Bethovena, czy grywa także na skrzypcach. Ów zmierzył go spojrzeniem z pod kupiących się chmur czoła i słowa nie odpowiedział.
Po wieczerzy miała się zacząć muzyka. Ale Beethoven gdzieś przepadł. Gdy go znaleziono, książę Lichnowski jął go prosić „o zagranie czegoś“. Nastrój podochoconego koła świetnych gości przy kieliszku tokaja uzasadniał snać oną nieodzowną potrzebę wrażeń muzycznych.
Beethoven spojrzał mu w oczy ponuro i wręcz odmówił. W ustach jego wzbierała gorycz niesmaku.
Ale książę począł nalegać, wspomagany chórem wypolerowanych dam i oficerów. Daremnie.
Książę stał się natarczywy, wpół grożąc, wpół żartując ciągnął opornego do instrumentu. Wreszcie, wyczerpawszy ostatnie racje, żartobliwie zagroził mu domowym aresztem. Rozległ się śmiech towarzystwa. Beethoven schylił głowę, jak do ubodnięcia, cisnął kilka ostrych, mało zrozumiałych słów i wypadł z salonu, trzaskając drzwiami. Z gołą głową wybiegł do parku, za park, na gościniec, w czarną przestrzeń pod bezgwiezdnem niebem. Przenikliwy wiatr smagał mu deszcz w oczy. Pędził wbrew niemu jak szalony, wściekły, z zaciśniętemi pięściami. Gnał po mało znanych ścieżkach, zmylił drogę, wreszcie w szczerą noc doszedł do Opawy, gdzie znalazł nocleg u książęcego lekarza Weisera. W czasie marszu nocnego ukryty w kieszeni rękopis Appasionaty przemoknął równie dokładnie, jak jej twórca. Nazajutrz trudno było bez protekcji księcia uzyskać paszport do Wiednia. Gdy to się wreszcie i bez tego udało, Beethoven wy-