Strona:Przybłęda Boży.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwika, naówczas trzyletniego. Dziad, jak i liczne grono jego przodków, zaprzedał duszę sztuce. Bo i malarzy znajdziesz w poprzednich generacjach i rzeźbiarza i muzyka. A liczne małżeństwa z córami malarskiej Holandji przyczyniły się znacznie do zamiłowań artystycznych tej rodziny, która dopiero w roku 1733 znalazła stałe siedlisko w nadreńskiem mieście Bonn. Próba atawistycznych dedukcyj mogłaby wykazać w największym Beethovenie i największym muzyku niejeden pierwiastek o krwi pokrewnej z niderlandzką płaszczyzną, jej czarnemi mokradłami, jej morskim bezmiarem i niesłychaną sztuką.
Syn zatem Ludwika, osiadłego w Bonn w charakterze nadwornego „muzykanta“ elektora księcia Klemensa Augusta z roczną pensją czterystu reńskich guldenów, niegodnym był synem. Słaby talent miał ów rozleniwiony trzpiot, który wolał wycieczki w wesołej kompanji od żmudnej pracy szkolnej i śpiewów w mrocznej kaplicy. W dwudziestym czwartym roku życia tego syna ojciec napisał petycję do księcia z prośbą o przyznanie synowi stałej pensji, „jako że przez lat trzynaście bez wynagrodzenia głosem swoim prześpiewał sopran, kontralt i tenor, a i do skrzypiec pojętnym się okazuje“ — wskutek czego Janowi przyznano sto talarów rocznie. Z takim dochodem stwarza ognisko rodzinne, poślubiając Marję Magdalenę Laym (z domu Keverich), młodą wdowę po kamerdynerze elektora trewirskiego, córkę naczelnego kuchmistrza na zamku Ehrenbreitstein.
Niewiasta o cichej, ofiarnej duszy, jedna z tych, które są stworzone do długich, bolesnych dni ciężkiego żywota, do dławionych, przez nikogo niewidzianych łez, do ciężkiego obowiązku rodzenia nowych żywotów i wiecznego ich żegnania. U boku zwierzęcego opoja nabiera wszelkich znamion męczennicy. I taką ją widzi syn: z głęboką zmarszczką wiecznego