Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jadę tak rozdwojony i w kapie nie będę,
Póki do ciebie po część drugą nie przybędę;
Wtenczas skupiony wszytek w kompanią miłą,
Całyć już służyć będę i zupełną siłą[1].



188. Wiosna.

Solvitur hiems (Hor. I, 4)

Okropna zima wiośnie ustępuje,
Już się do spustu gospodarz gotuje,
Już nie zamyka dobytku w oborze,
Już i rozmarzłą rolą pługiem porze.

Wesołe łąki już nie znają mrozu,
Ani przebędziesz rzeki bez przewozu,
Teraz swe tańce po miesiącu wodzi
Wenus, teraz się z Sylwanami schodzi.

A mąż tymczasem nie tańcem spojony
W lemneńskiéj kuźni hartuje piorony.
Więc w kwiatki nowe uwieńczywszy skronie
Oddajmy wdzięczne ofiary Dyonie.

Albo jeśli pić raczéj mamy wolą,
Siądźmy pod lipą, abo pod topolą
A tam pod chłodem wolne wiodąc żarty
Gry wymyślajmy nie dla zysku w karty.

Śpieszmy się, śpieszmy, niż sam czas nadgoni
I śmierć, któréj się dobra myśl nie chroni,
Ta niedyskretka téjże pchnięciem nogi
Otwiera chaty i królewskie progi.

Żyj wskok, boć zamknął do niezmiernej wrota
Nadzieje krótki kres dany żywota;
Zarwij, co możesz dobrych dni pod miarą
Wnet będziesz bajką, nieboszczykiem, marą.


  1. rkp. Oss. chwilą.