Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Miłość powiada: strzały me twardości
Tej nie zwyciężą; niech strzela kto iny.
Gniew mówi: nie chcę, me daj ni w tym winy,
Żebyś miał takiej zapomnieć gładkości.

I zrozpaczony z tego uciążenia,
Fortuny chciałem o ratunek prosić
I czasu, który wszystkie rzeczy tłucze.

Odpowiedziano: nie chciej prośby wnosić
Do nas daremnej; od twego więzienia
U saméj tylko śmierci w ręku klucze.



168. Na uśmiech.
(Sonet).

Czarowny śmiechu, który w ślicznym ciele
Różanych jagód wiercisz dwie łożnice
I dwie kolebki, w których bez różnice
Wdzięk z Kupidynem łóżko sobie ściele, —

Czuj się na siłach i następuj śmiele
Na troskę, żałość, twoje przeciwnice,
Ból, płacz w mym sercu, niesmak i tęsknice,
Bij na mym gruncie twe nieprzyjaciele.

Wszystka ta zgraja bez zysku nadzieje
Uciecze, ani powrócić pomyśli,
Gdzie się wdzięcznego śmiechu będzie bała.

Niechże ustawnie będzie dobréj myśli
Dziewka ma smaczna, niech się zawdy śmieje,
Choćby się nawet z mych lamentów śmiała.



169. Na powrót.
(Sonet).

Te oczy, z których blask kogo opadnie,
Nie może bez nich być i na czas mały,
Gdy mię miłości zatapiają wały,
Za port i morskie miałem za latarnie.