Strona:Poezye cz. 1 (Antoni Lange).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z CZĘŚCI II.

       

Słów mi dajcie, jako młoty. Rymów
Tak potężnych, jako gromów huk,
Bym opiewał boje tych olbrzymów,
Szczęk żelaza, łunną czerwień dymów,
Jęki, rżenie koni, wycie suk...

Niespokojne, rojne lecą żuki,
Niespokojny ćmów ulata rój...
Złowróżebnie zakrakały kruki,
Złowróżebnie zaszczekały suki,
Przeczuwając straszny jakiś bój!

Krwawe słońce, niby łuna świeci,
Aż się ciemny poczerwienił bór!
Czarny obłok od zachodu leci,
Kłos i trawa pada w rdzy a śnieci!...
Co to będzie? Wojna albo mór!

Hejże, idźmy, a patrzmy się czujnie,
Co tam w dali, co za wir a kurz,
Niby złotych zbóż wyrosłych bujnie
Łan, co kroczy — jako ława — spójnie...
Kto i kiedy widział pochód zbóż?

Tfu! niech szczeznie mara, — łan, co lezie!
Nie łan ci to, ale włóczeń huf —