Strona:Poezye T. 2.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Sen rzeczywisty.

Miałem sen dziwny... Noc była głęboka,
Niebo, jak całun, czarne, miasto duże,
Plac, domy, kościół i wieża wysoka.
Obok kościoła, tuż przy bramie, z ziemi
Wybuchał płomień i w blasków purpurze
Jaśniała wieża, a ciemna pomroka
Sfer lśniła łuną. W prawo od płomienia
Starcy z trąbami stali mosiężnemi,
W szatach, w jakich nam malują proroków
Dawnej Judei. Bliższych opromienia
Ogień jaskrawo, dalsi w toni mroków
Ginęli oczom. Trąby tych, co stali
Na przodzie, lśniły, jakoby ze złota;
Głębiej, tu owdzie na glansie metali,
Jak błędny ognik skacząc, blask migota.
Starce ci, rzekłbyś, wykuci w kamieniu,
W takim spokoju stali i milczeniu