Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/528

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ta, którą kocham, przemieszkiwa w wodzie,
Czemuż mię rybką losy nie stworzyły?
Pływałbym wiecznie i patrzał z poblizka
Na mą pieszczotę, mój urok jedyny.
Galateo! wyjdź z pod topieliska,
Zaniechaj mieszkać z morskiemi delfiny!
Choć moim ojcem liczę wodowładcę,
Na widok fali przejmuje mię zgroza;
Mój ojciec Neptun, a imię mej matce
Córka Foreja, nadobna Tooza.
Rodzic dla syna łacno coś uczyni
I chętnie morskie uhamuje wody.
Mieszkam przy Etnie, w wykutej jaskini,
Nie ręką ludzką, lecz dziełem przyrody.
Świstem donośnym i pełnym wyrazu
Wicher przebiega po lochach mej groty;
Pieczary mojej, wykowanej z głazu,
Nie zburzą wieki, ni wichry, ni słoty.
Jestem z olbrzymów — zacne plemię Boże,
Inne od ziemi, ja z nieba ród wiodę.
Przyjdź, jasna dziewo! podarek ci złożę,
Płód niedźwiedzice, dwa piastuny młode.
Nie piję wody, co w ruczaju bieży,
Lecz białem mlekiem i pragnienie gaszę,
I głód nasycam, — a udój nieświeży
Nigdy się w konwie nie nalewa nasze.
Dziewę rozkoszna obietnica nęci,
Lecz ją odstrasza brew zwisła i czarna,
Włos, co kudłato na głowie się kręci,
Ogromna postać i twarz muskularna.
Drży przed niekształtną olbrzyma budowa,
Straszą ją ręce w kędzierzawej szczeci;
Niesfornej piosnki przerywane słowo
W pieszczonym słuchu miłości nie wznieci.
Dziewica, w hożej zakochana krasie,
Żadnym się darem do uczuć nie skłoni;
Dar, by największy nienawistnym zda się,