Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszakże[1] mi, proszę, gdzie dostępna droga.
Słodkoż wam gościć w argolidzkiej ziemi?
I nasza ziemia w dowcip nieuboga.
Zdroje ożywne są w naszej ojczyźnie,
I piękne rzeki posiada Ruś stara,
Któremi niwy skrapiają się żyźnie, —
A w rzekach naszych jest ryb co niemiara.
Może cię Parnas, Pierydo, kusi,
Gdy czoło wieńcem laurowym opasze?
Znijdź jeno do nas: są góry na Rusi —
I my zaiste mamy Alpy nasze!
Patrz, góra lwowska, czyć zda się korzystnie?
Bodzie obłoki jej olbrzymia głowa,
Gdy mgławe niebo chmurami nawiśnie,
A w chmurach wilgoć zgęści się deszczowa.
Próżno grom huczy, próżno wiatr szeleszcze,
O głaz rozdarty obłok się popęka;
Choć biją wichry, pioruny i deszcze,
Góra się gromów Jowisza nie lęka.


II.

Tubyście, muzy, za przyjazną wolą,
Mogły zamieszkać stronę podobłoczną,
I tutaj gości słoneczny Apollo,
I swoim biegiem mierzy kolej roczną.
Nie zawsze zima na halickiej stronie,
Nie zawsze wicher i zawieja grzmoce;
Topnieją śniegi, ciepły wiatr zawionie
I ziemia złote wyradza owoce.
Po wściekłym wichrze, co dął nienawistnie,
Zaszumi wietrzyk i lody rozproszy;
Zaledwie księżyc kwietniowy zabłyśnie,
Nastaje wiosna i chwila rozkoszy.
Gdy zasię czerwiec, kiedy lipiec blizko,
Dojrzałym kłosem kołysze się niwa;
Nastaje wrzesień, pożęte ścierniska,
Spożywaj, kmiotku, plon twojego żniwa!

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Wskażże.