Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żem na ziemski nucił strój.
Żem zanadto kochał kraj!
Żem na chwałę lubych stron
Śmiał oderwać pieśni ton!
Źródłem pieśni Tyś jest sam,
Tobie służy Hymnów treść;
Jam się ważył, choć to znam,
W inną stronę myśli wznieść!
Oto błaga ziemski syn
Przebaczenia swoich win!
Przebaczenie, Boże, daj
Za myśl ziemską w serca dnie,
Że gdy wspomnę ojców kraj,
Coś do pieśni duszę rwie!
A gdym Boga pieśnią czcił,
To zabrakło marnych sił!
Ziemska pieśni! dość już, dość
Być narzędziem ziemskich chwał!
Ty byś mogła w serce wróść, —
Bóg nie na to serce dał!
Och! już nigdy w cieniu drzew
Mnie nie skusi ziemski śpiew!

Nr. 10.
RECITATIVO.

Bóg przyjął świętą Ofiarę człowieka,
Ofiarę barda, co swe struny zrywa.
I oto słychać z wysoka, z daleka,
Muzyka jakaś dźwięczna, pieszczotliwa
Płynie z błękitu nad góry, nad gaje,
Drga w rdzeni drzewa, po gałązkach lata,
Głos się dla ucha znajomym być zdaje,
Przecież to dźwięki nie ziemskiego świata
Są tu i hymny, i ptasząt piosenka,
A wszystko zlane w tak cudnym doborze,
Że się, słuchając, mimowolnie klęka