Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On cuda natury ogląda z wysoka,
Modlitwę na skrzydłach do Niebios doniesie,
Bez egoizmu plam,
A wy śpiewaną prościej!...
Ludzie, nie wam, nie wam
Prześcignąć nas w miłości!

FRANCISZEK.

Bracie, śpiewaku kniej!
By godnie kochać Pana,
Wy macie środków mniej,
Bo ptaszkom łza nie dana!
My czujem tylko sami
Urok miłości Bożej:
Gdy człowiek, zlany łzami,
W ziemskim się prochu korzy,
Myślą przebiega góry,
Nurtuje otchłań wody.
Przebija czarne chmury,
Leci na księżyc młody,
Do gwiazd, do mlecznych dróg,
I widzi ze wszech stron,
Że wszędzie Bóg!
Że wszędzie On!
On w chwale majestatu
Założył wszędzie tron;
W słońcach i pyłkach kwiatu,
Wszędzie On!
Zawsze On!
A chcecie ujrzeć Mocarza,
Co słowem światy utwarza?
Patrzcie na jej góry szczyty!
Stroma, straszna ze wszech stron!
Tam człowiek na krzyż przybity:
To On!
Z pod cierniowej korony krew z czoła mu tryska;
Ciżba widzi w nim lichy cel urągowiska.