Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zabezpieczenie w potomne wieki
Twojego ludu widzą me oczy;
Niechże mur drugi, mur Twej opieki,
To chrześcijańskie miasto otoczy.

III.

Zatem rozkazał uderzyć w dzwony,
A krzyż Chrystusa niosąc po przedzie,
Ze wsi i z miasta lud zgromadzony
Dokoła murów z obrzędem wiedzie.
Pokrapia ściany święconą wodą,
Przy każdej baszcie dłużej przystanie,
A zacne dłonie wznosząc nad trzodą,
Z Miednickiej bramy dał przeżegnanie.
Z uszanowaniem głowy uchyla,
Pada na klęczki orszak narodu.
Wielka to była a święta chwila
W życiu pasterza i w życiu grodu.

IV.

Och! bo chwil wielkich w życiu tak mało,
Radość bez ofiar stać się nie może:
Wkrótce stroskane Wilno płakało
Po swoim ojcu, po swym Taborze.
Złamań chorobą, pracą i laty,
Czuje, że stanął w wieczności progu.
Pójdźmy zobaczyć w jego komnaty,
Jak sprawiedliwy umiera w Bogu.

V.

Z białą, rzęsistą do pasa brodą,
Z obliczem pięknem, suchem, schorzałem,
Siadł starzec w krześle. Czoło pogodą,
Oczy się jego iskrzą zapałem.
Habit świętego Franciszka gruby
Na zwiędłych członkach fałdami leży,
Bo Wojciech Tabor uczynił śluby
Dać się pochować w mniszej odzieży.