Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A kurhan jeden, drugi i trzeci,
Kopcem tatarskim dotąd się zowie;
Idzie pamiątka z ojców na dzieci,
Że tu pobici są Tatarowie.
A choć od owej wielkiej zagłady
Cztery stulecia mija bez mała,
Dziś jeszcze mówią swym wnukom dziady
O wielkich czynach kniazia Michała.
Kniaź był wybawcą dla Litwy całej,
Był bohaterem pomiędzy braćmi;
Któżby odgadnął, że blask swej chwały
Podłem zabójstwem i zdradą zaćmi?

XX.

Modła serdeczna Niebo przebija,
Ale wyroków zmienić niezdoła.
Prosząc za lubym, tęskna Marya
Odwiedza święte progi kościoła.
Próżno bolesną dzieląc się troską,
Do krat pokuty uczęszcza rada;
Przed Zbawicielem i Matką Boską
Stan swojej duszy kornie spowiada.
Ale Niebiosa próżno zaklina:
Niebo nie chciało przyjąć ofiary,
Nie ocaliło zdrowia Marcina.
Podczas morderczej bitwy z Tatary
Oszczep mongolski strzaskał mu ramię;
Strzała, puszczona z twardej cięciwy,
Ostrym się grotem w piersiach załamie.
Rycerz się zachwiał, — padł jak nieżywy.
Wśród bojowiska nikt nań nie zważa;
Ledwie po bitwie, ciemną już nocą,
Jakieś życzliwe serce husarza
Towarzyszowi przyszło z pomocą.
Ocalił brata, co krwią oblany,
Już dogorywać w mdłości poczyna;
Omył, przewiązał, zasklepił rany,