Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ja do nich póję... Hej! kto chce złota?
Komu na cmentarz służy ochota,
Niech mi pokaże z odwiecznych śladów,
Gdzie kości waszych ojców i dziadów!
Do nich mi trzeba, do nich i kwita;
Stary znajomy niech ich powita,
Niechaj w ich uszach głos mój zadzwoni —
A Janka Skibę poznają oni!
Do nich mi jeszcze przepić potrzeba.
Hej, gospodarzu! Daj miodu, chleba...
Chleba i soli, tak zwyczaj każe,
Że wszyscy nowych chat gospodarze
Z chleba i soli podarek biorą...
Jam tu do wioski przyszedł dopiero...
A jeśli wszyscy życzliwi ku mnie,
Nowe mieszkania obrali w trumnie,
Pójdę z podarkiem — będą mi radzi...
Hej! kto na cmentarz mnie zaprowadzi?
I dwa dukaty ze trzosa miota.
Żaden z gromady nie tknął się złota,
Lecz jeden z włości rzekł, chyląc czarę:
Ja ci pokażę grobowce stare.
Janek, kipiący i odmłodniały,
Wziął kufel miodu, kufel gorzały,
I z przewodnikiem, w znane rozdroże,
Na stary cmentarz spieszy jak może.


EPILOG.

Nocował na cmentarzu — a kiedy się zbudzi, Rozpytywał po wiosce o dawniejszych ludzi; Znalazł chorych dwóch starców, których zapamięta I dwie stare niewiasty — dawniejsze dziewczęta. Przy nich szukał wytchnienia upragnionej chwili, Lecz i oni, jak wioska, strasznie się zmienili: Życie wionęło chłodem do ich starej duszy;</poem>