Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Od hetmana i wojny zachowaj nas, Panie!
Bo hetman jest w stolicy, rozumiesz jużci,
Że stary Jan Tarnowski płazem nie przepuści,
I karze bez litości choćby w oczach króla,
Kiedy huczne rycerstwo po gospodach hula.
Dziad wiekuiście fuka jeden groźny śpiewek:
A wara od szklenicy! a wara od dziewek!
A zbroja czy błyszcząca i a przeharcuj pięknie!
A złóż się rohatyną, boć ręka rozmięknie!...
A kiedy się nasroży, jak lew jeży grzywą!
Czy tak, mości usarzu? — rzekł Gąska złośliwo.
Tak — odpowiedział Prokop — jeno się dziwimy,
Że hetman, co w Tarnowie miał bawić do zimy,
Tak prędko do nas wraca.
Pilno coś na dworze,
Pan od swojego boku puścić go nie może,
Boć to filar ojczyzny, co się tak kołysze.
Ksiądz Biskup Maciejowski dogorywa słyszę;
Król postrzegł, że swobodna od gderania głowa,
Przeraził się i posłał po hrabię z Tarnowa.
Jakto? — spytał Zaręba — więc waszmość mówicie,
Że Maciejowski chory? że jest strach o życie?...
Ho! ho! — zawołał Gąska — tu się coś wywiąże.
Wszak to Biskup krakowski i siewierski książę,
Kanclerz wielki koronny — niebezpiecznie chory.
Więc Biskup i wszystkie świeckie senatory
Spieszą tu na wyścigi w najgorliwszej chęci
Prędzej zagarnąć spadek mitry i pieczęci.
Świeckich łechce kanclerstwo, więc patrz co się zbiera
Magnatów polskich, ruskich, pruskich et caetera!
Zapomniawszy na sejmie o minionej burzy,
Każdy panu pochlebia a uprzejmie służy.
A owo patrz, Biskupom jako się podoba
Krakowskiego pasterstwa i cześć, i ozdoba,
I Siewierskiego księstwa monarchiczna władza!
Jeden króla pobożnie w świątyni okadza,
Drugi chce pokłonami podejść towarzysze,