Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.2.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wpada Joanka,
Któréj, latając od ust na usta,
Wieść już doniosła o losie kochanka.
— Kapłanie, rzekła, czekaj! to dla nas ta stuła! —
Lecz napróżno błąd odkrywa;
Bo babula niepoczciwa:
— Kłamstwo! kłamstwo! — krzyknęła i wszystko pospuła[1].
Joanka w szlochy,
A baba w fochy,
A Rządca krzyczy — Xięże nie trać czasu! —
Pełno hałasu.
— Ty, rzekł Xiądz babie, swoją gębę stul,
A Stach niech z wolą Króla się zgodzi,
Połączcie ręce! — W tém we drzwi wchodzi...
Któż znowu? Król.
— Co to jest? — Wszyscy jak wryci stanęli.
On rozpoznawszy, co jak się stało,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – popsuła.