Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.2.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pokój temu domowi! — Zabrzmiał głos na progu.
Spójrzał Stach: Xiądz niestety! Stanął sługa nieba,
I nuż prawić kazanie, jak starać się trzeba,
By wzmocnić miłość żony, podobać się Bogu.
Stach stoi niemy, jakby opoka;
Tylko babula
Tak się rozczula,
Że się źrzódło zrobiło z jéj jednego oka;
A łzy, rozbiegając się po zmarszczkach jéj lica,
Błyszczą jak te strumyki, których dészcz tysiące
W nierównéj rozproszy łące,
Błyszczą przy świetle xiężyca.
Ale Stach nie był również nieczuły,
Gdy kapłan wziął się do stuły;
Chce uciec, nie puszczają. W tém blada jak chusta