Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.1.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W koléj hufce zasłonił przed obliczem ziemi.
Znów, raz poraz porządkiem po pułkach zagrzmiały
W jeden wystrzał zléwane kilku rót wystrzały;
To igrające w dymach mieszając błyskanie
Broń piorunowe grady rzuca nieprzerwanie.
Tak głaz, co z Alp wierzchołka zagrażał wyłomem,
Po garbatych skał bokach potoczony z gromem
To echa zrzadka swemi uderza ciężary,
To raptem runąc trwoży okropnemi swary.
— Jeden znak, lub w powietrzu znikające słowo,
Tym hufcom tak straszliwym daje postać nową;
Już poważnie posuwa ich łańcuch wspaniały,
Jak zwolnione na błoniach oceanu wały;
Już je pędzi jak chmury, które wicher chwyta.
Tętni ziemia w takt równy tłumną stopą bita.