Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.1.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ach jéj uśmiech! ach jéj lica!
Ten kształt nóżki! ten śniég ręki!
Te kibici cudne wdzięki!
A oko? ach! jakie oko!!!
Marzy i wzdycha głęboko.
Już się tylko nią zatrudnia.

Ledwo dożył do południa.
Po południu u źwierciadła
Stroi się Faustyn jak może.
Godzina, druga przepadła
Aby ująć dziéwcze hoże.
I Filida w swym pekoju[1]
Pożycza wdzięków od stroju
Choć własnych ozdobna rojem.
Ale któż przestał na swojém?
Służy jéj miłości bożek
Zwinny, mądry, choć maleńki,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – pokoju.