Strona:Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tém słyszy potok szumiący w dali,
Drze się przez ciemną gęstwinę,
Niezbyte jakieś pragnienie pali,
Wjechał do zdroju — w dolinę;
I gdy się napił — zmienił się wcale
Sen począł kleić powieki,
Puścił rumaka, usnął na skale —
Usnął — lecz usnął na wieki.
Poczuł to, pędzi jak wiatr koń skory,
Tętent uspionych przestrasza,
Między walecznych wpada tabory,
Rżeniem skon wodza ogłasza.
W całym obozie wrzawa się wszczyna,
Strach miesza mężne szeregi,
Rozpierzchła wodza szuka drużyna,
Lecz płonne wszystkie zabiegi.
Zaświtał ranek — rycerzy tłumy
Ciągną na pole znów chwały,
Zabrzmiały w okrąg wojenne dumy,
Żałobne pieśni zabrzmiały.
Wódz zaś od wieków w jednéj postawie
Skamieniał leżąc w ustroni,
U nóg hełm, włocznia zarosła w trawie,
Na wpół dobyty miecz w dłoni.
A gdy z północy burza straszliwa
Grzmi przez bór czarny, odwieczny,
Ockniony rdzawy oręż dobywa
Lubor wódz stary, waleczny.