Strona:Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miłość nawet, stróż ten święty,
Jakby anioł mój skrzydlaty,
Wskazywała wyższe światy,
Wyższe męskich dusz ponęty.

Prawda, ludzkość, serce tknęły,
I zapaśnik, w puste szranki,
Z tkliwych objęć méj kochanki,
Za świetnemi biegłem dzieły.

I promieniąc łzą źrenice,
Przysięgałem dumną duszą:
Że mię pojmą, pojąć muszą,
Ludzie, światła spółdziedzice!

A Zoryny smutne oczy
Nad mém dumném tkwiły czołem;
Uściśniony, uścisnąłem,
I słyszałem głos proroczy:

„Idziesz na świat, Bóg wié poco!
Czego pragniesz, nie pozyskasz,
Tę utracisz co dziś ściskasz,
Smutki młodość zakłopocą.“

I jak zorza lśni na wodzie,
Jak maluje świt niebiosa,
Łza czyściejsza niżli rosa,
Zajaśniała na jagodzie.