Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szukającego w gwarze tym współ-jęku —
Tknięcie to, wzgardy pełne, twarz nieznana
Męża z toporem onym, tak dobodły
Poniewieraną wrażliwość młodziana,
Iż ściągnął k'niemu leniwą prawicę
Leniwą wargą drgnął i wyrzekł «podły
Ale już wtedy, gdy go jak kotwicę
Zgiętego rzucił o ziemię:

«Prze-bogi!!»
Tłum, zaczął wołać «morderstwo Kapłana!» —
Zwłaszcza iż wołu właśnie złote rogi
Ujęto stryczkiem, a rzesza wezbrana
Nie miała ujścia chuciom ani drogi.

Policja z swemi skoczyła włóczniami,
Gdzie Aleksandra syn trzymał pod nogą
Męża — a jakiś ogrodnik słowami
Łagodził rzeszę pachołków złowrogą,
Co krwawe stryczki nosi i kadzenia,
Ilekroć żertwa jest gdzie do spalenia.
«Puszczaj!» zawoła setnik, gdy młodzieniec
«Niech zaraz rzuca topór!» k'czemu za się
Ogrodnik dodał «z toporem szaleniec
A setnik ręką skinął — w tymże czasie
Kapłański sługa wyrwał się — a potem
Brązowy topór jak ptak z rąk mu sunął,
Powietrze skrzydłem swym przekroił złotem —
Padł — Aleksandra syn zadrżał i — runął.

Krwi sute pasmo fontanną wraz krzywą
Zpoczątku bystrzej, potem szło leniwo,
Kolana widzów pieczętując nagie,
W około trupa ciepłego zebrane —
Utrzymujące ciał tych równowagę,
Które traf skupił i ułożył w ścianę.
Trup się po bruku przeciągnął płaszczyźnie,
Podając rękę ku niebu, jak w chwili