Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Usunął, sprawę swą kończąc z rzeźnikiem. —
Dziewczyna jakaś przeszła między niemi
Naczynie niosąc bełtające mlekiem —
Jak łani, ledwo że tykając ziemi.
Ta — zawołała «Quidam!» za człowiekiem,
Który szedł koszem do pół osłonięty
A ziół i kwiecia woń powiała w koło
Ostra, jakoby woń koszonej mięty:
Syn Aleksandra schmurzył blade czoło,
Nie mogąc pojąć milczenia Barchoba
I szukał okiem, zali się nie myli? —
Gdy ruch się zrobił w tłumie — tak, że oba
Za tłumem, w jedną stronę się zwrócili.

W głębi zaś placu powstała rąk chmura:
Lud, na bez-sprzężne powskakiwał bigi,
«Wół! wół!» wołając «święty!» — przytem «hurra!» —
A podbiegając z krzykiem na wyścigi
Kapłańskie sługi, w podkasanych szatach
Z stryczkami w ręku sunęli po kwiatach;
Po koszach, w błoto ległych z owocami,
Kapłańskie sługi biegli ze stryczkami.
Gdy wśród zwichrzenia tłumu, rogi złote
Byka, co onę rozganiał chołotę,
Jakoby księżyc zaledwo wschodzący
Na ziemię zleciał, toki nierównemi
Siekły przez obłok ludu pierzchający,
Od ziemi w górę i z góry do ziemi.

Policja Rzymska w tę wmięszana sprawę,
Organizować poczęła wyprawę
Głosząc: «schwytany ma być! jest schwytany
Włóczniami tłumy cofając do ściany.
I wraz, porządek gwałtem rósł, gdy szpiegi
Skoczyli niemniej szykować szeregi —
Czas, w którym człowiek z toporem na ręku
Uderzył w ramię młodzieńca z Epiru —