Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na głośne lekcje, na szepty pokątne
Na inicjacje i ciemne, i w cieniu. —

Jakoż te trudy a radości one,
Nieznane już są po dawnem imieniu,
Zaniewiedziane albo przemienione. —
Że jednak władca, będąc doskonały
W zniszczeniu nawet ocala i tworzy,
Więc wszystkie rzeczy są, które bywały,
Acz w tryb ujęte co raz więcej Boży —
Jeźli więc one szukaczy boleści
Trwają — to inna je sfera dziś mieści.

Energie bowiem, wszystkie Pan ocala —
Stworzeniem jego będąc znakomitym;
Tylko usterka ich sama się zwala
Najściślej słusznym sądem, nieodbitym —
Ale też same dzielności uczucie,
Co Aleksander lub Annibal miewał,
Trwa — w prostotliwszej, w doskonalszej nucie,
Iż je ból zczasem wytworniej dośpiewał. —
Taż sama prawdy radość Sokratowa
Gdzieindziej dziś jest — ale jest — i nowa!
Pan bowiem jest i Mistrz — a rzekłbym prawie
I uczeń — trud tu równy już zabawie —
I ztąd jest owa niespożyta dzielność
Łaski — i ztąd jest w śmierci — nieśmiertelność.

Z Epiru młodzian, wśród czasowych mętów
Zawiei, mroku pełnej i łyskania
Nie znał był jeszcze onych diamentów,
Co do kolebek dżdżą dziś przez podania. —
Nad piersią matki paciorkami wiszą,
U nianiek nawet uszów się kołyszą —
I pod dziecięcia ochrzczonego stopy
Że położyły się raz jako snopy;
Urasta zczasem człek do tyla dziki,
Iż nogą depcze zbłoconą te skarby,