Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy ty siedm skrzydeł uniesiesz odemnie,
Bo może jesteś ów — może — to chyba
Sprawdzi mąż, który wszystkie odgadł ciemnie
I — żem nie zmylił się, powie Akiba[1]
Wtedy —»

Tu porwał Barchoba za ramię,
Ale mu w czoło wzierał tak głęboko
Jakby pisane tam dopatrzył znamię.
I spotkał się mistrz z uczniem oko w oko
Milcząc — — — — — — — — — —

Gdy nagle po płaskich kamieniach
Podwórza szybkie zabrzmiało stąpanie,
Rosnąc, a dalej i w przysionku cieniach
Mąż się pojawił nie nadspodziewanie.
Był to bynajmniej posłannik ów z miasta,
Lecz, o dziw! był to Barchob — Barchob drugi,
Tak samo wiotki, ni mąż ni niewiasta,
Młodzian, a z czołem pooranym w smugi!
Też same oczy, różowo płomienne,
Znużone z wierzchu i niby pół-senne
Wewnątrz, orlemu podobne wzrokowi. —
Taż sama młodość, stucznie starta wiekiem
Skłamanym — — obraz takowy widzowi
Zdawał się dwoić tym samym człowiekiem
Tak — iż domowy Barchob uczuł drżenie,
Gdy postrzegł gościa tego czy widzenie.
Jazon zaś — zimno patrzył nań z tą siłą,
Z którą ogląda rzeźbiarz dzieło swoje,
Tąż samą formą odlewane w dwoje;
Co? gdzie? udało się, lub odmieniło.
Uczniowi potem wskazawszy przybysza:
«Oto» rzekł «ten jest który cię ucisza
«I jako płaszczem od ludzi zasłania. —
Za trzy wigilie, masz się ku Judei —

  1. Akiba współczesny wielki mędrzec i Rabbi Żydowski.