Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mag po fenicku mówił do Barchoba:
Który w podróżne zawity odzienie,
U nóg mu siedział i ramiona oba
Ku piersiom zgięte mając, tkwił wejrzenie
W każdy ruch wargi starca, w oka mgnienie.
«Przejezdną kartę, i na statek prawo
Wnijścia, z Cesarskiej woli się otrzyma —
Jedziesz» — tu Barchob błysnął okiem łzawo;
Co Mag zoczywszy dodał: «tego nie ma
Z postacią?» — «Nie ma!» Barchob mu odpowie,
Stwierdzając krymkę podróżną na głowie,
A potem, lampy światełko czerwone
Krzepił, strącaniem popiołu na stronę —
Więc Mag, znów rythmen jaki się używa
By czas przeczekać natrętny długością,
Mówił:

«Ten i ów rodzi się — a bywa;
Ci duchem — tamci, zbliżeni są kością,
A tamci głosu dźwiękiem — a ci mieniem,
A owi jeszcze głębszą wzajemnością
Bytów i onych spowinowaceniem.
Zastępy z tego ciągle sprawowane,
Że urastają w to co Grek nazywa
Drammą; prawdziwe rzeczy to i znane.
Lecz jest szczęśliwa rzecz — jest nieszczęśliwa!»
Tu westchnął — palcem poruszył siwiznę,
Tak ciągnąc dalej:

«Dramma też a dramma —
Grek, a Rzymianin, a Żyd, nie taż sama —
Zobaczysz jeszcze — będziesz miał ojczyznę
W dłoni — ja, może, skończyłem nad tobą —»
Tu Barchob czoło skłonił:

«Mnie, zostanie
Jak z wizerunkiem twym zostać, z osobą,
Której odbyło się w przyszłość skonanie —