Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Te tak ciskane słów iskry wstawały,
Twarz oświecały i nad czołem drżały. —

IMPROWIZACJA ZOFII.


1.
«Czy z Olympu to? gdzie są abrysy świata
Rzeczą harmonijnej kłótni bogów:
Czyjś upuszczony stil, na ziemię z brzękiem zlata,
Śmiertelnych, dziwowisko progów? —

2.
Nie stil, nie — choćby Dedalów dzieło
Nie narzędzie kruche, pism iglica;
Lecz twój o mistrzu głos i co się zeń przejęło
W myśl — i co krwią błysło na lica. —

3.
Bo inna pojąć wzór i cało-dźwięków tworu
W po-za-jawie słuchając, nad światy,
Samemu kwiatem wzrość, ku prawdzie pierwowzoru;
A inna — wieniec wić — lub rwać kwiaty — —
— — — — — — — — — — — — — —
Jak ja» —

— Dodała wieszczka, kładąc lirę,
Głosem, co echa nie miał, lub nieszczere,
Gdy strun ostatnie dźwięki co raz letsze,
Strofę tę jeszcze powtarzały w wietrze:

— «Bo inna pojąć wzór — i cało-dźwięków tworu
W po-za-jawie, słuchając, nad światy,
Samemu kwiatem rość, ku prawdzie pierwowzoru;
A inna — wieniec wić — lub rwać kwiaty — —
— — — — — — — — — — — — — — —

Syn Aleksandra, bardzo zadziwiony
Patrzył, na Zofii postać niepodobną
Do siebie samej, gdy za nią te tony
Rzuconej liry, na ławę osobną,