Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na tak niejasne ztąd patrząc budowy,
Zrozumiesz łatwo co w nich człek wywoła
Zacny, cieniować gdy nie będzie mowy,
Przez miłość prawdy wiecznego Kościoła.
Albo do tegoż o ile się zbliży
Prostak, mów swoich nie ważący zgoła;
Dla ludzi patrzeć nienawykłych wyżej,
Równy boleścią bólom apostoła —
Acz ów zuchwalec przy wyznawcy stanie,
Często toż samo cierpiąc katowanie;
Dla tego tylko, by widziane było,
Pokąd człek może własną dotrwać siłą —
Lub aby świadczył, gdy inni kląć poczną,
Aż oba w raju wieczerzać odpoczną.

Ta to różnica męczeństwa i wojny,
Że pierwsze, dając krew, jeszcze ją daje
Zmnożoną przez to, co dawca spokojny
Czyni, okrzętne łącząc obyczaje
Do datku swego — i kruszynę chleba
Tam, tak i wtedy daje, jako trzeba.
Daje tem samem krew swą — więcej sobą
Do szczętu siebie dotrwając osobą.
Więc po-na-śmiertną obłócząc już siłę,
Co zwija topór jak kartę u księgi
Znanej — na skrzypców smyk zamienia piłę;
A w nierozwity róży pąk obcęgi,
I jeźli dziwno, że w wrzącej oliwie
Jan święty krzepciej niż przed męką żywie,
To w mniejszym stopniu, toż samo zjawisko
Jest ci zwyczajnem i znajomem blizko:
Gdy obok stawisz mściwego człowieka,
I tego który przebacza, a czeka,
Aż chwila przyjdzie, że przeciwność w sobie
Zniosłszy się sama, do stóp padnie tobie.

«Gwido!» rzekł Pretor «wstręt ofiarowania
Bóztwu, tem więcej winę twą odsłania —
Mów!» —