Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— — — — «W siódmym paragrafie
Iglicą znaczę» to Zofia mówiła,
«I zwój jak długi był na powrót wiła»
Potem — «doczytam i w toż miejsce trafię»
Dodała, ręką przecierając czoło —
Potem — «pamiętnik dziwny» — potem: «kto to?
Przychodzień jakiś — u Arthemidora?
Kto był? — radabym poznać go z ochotą.
Mistrz-Jazon! — przy nim młodzian jakiś wczora
W cienniku bocznym przechadzał się długo;
Wszelako owy, wiem zkąd rodem. Sługo!» —

Tak gdy kończyła Zofia wykrzyknikiem,
Kotara boczna fałdy szerokiemi
Drgnęła, rozsuwać wszcząwszy się od ziemi
I Egipcianka, uprzedzona sykiem
Jak syka człowiek gdy igłą się zrani,
Weszła, nietrudny ukłon dając pani.
Zofia milczała, pismo mając w dłoni,
Zaś niedoszyte płutno swe niewiasta
Trzymała — wreszcie słowa te uroni —
«Która wigilia?» — «wigilia dwunasta»
«Dosyć» — służąca znikła za kotarą —
Pani się przeszła swobodnie po sali
Lecz gdybyś pierwej na oną twarz starą
Patrzył, a potem zatrzymał się w dali,
By niewidzialnym będąc, Zofię widzieć —
Rzekłbyś: zaiste! piękne straszne bywa
Odkąd się człowiek pocznie za nie wstydzić.
Tak' bo bezładnie na twarzy jej grało
Uczucie błędne i znurzone ciało.

To rzekłbyś widzu i dodałbyś: smutno!
Patryciatowi, sciencii, epoce. —
A potem łzę byś na Egipskie płutno
Rzucił i nie w te uwierzyłbyś moce
Rzymu, pod maską wylęgłe okrutną —